niedziela, 10 maja 2015
Growe Pulp Fiction - Recenzja Hotline Miami 2: Wrong Number [PSV]
Pierwsze Hotline Miami ograłem i zrecenzowałem jakiś czas temu. Byłem wniebowzięty. Na długie godziny wciągnęły mnie muzyka, klimat, jak i sama historia Jacketa opierana na fabule Drive (mój #1 wśród filmów). Niecały miesiąc temu zrobiłem w tej grze platynę. O nadchodzącej premierze Hotline Miami 2: Wrong Number wiedziałem od dawna, ale po zagraniu w pierwsze HM "dwójka" stała się moim PSNowym priorytetem - must-have'em. W czwartek doładowałem konto za 100 zł... kupiłem Wrong Number. Co mogę powiedzieć o grze? Pierwsze Hotline Miami wygląda prze niej jak prototyp, który powinien być za darmo.
Mimo tego przed zagraniem we Wrong Number nie możecie odpuścić sobie "jedynki", gdyż obie części są ze sobą silnie powiązane względem fabuły. Historia rozgrywa się przed i po wydarzeniach z Hotline Miami (przypominam - rok 1989). Tym razem zamiast historii jednego człowieka, mamy ich strasznie dużo (9 grywalnych bohaterów). Każdy z nich ma osobną historię tylko lekko związaną z pozostałymi, co strasznie przypomina sposób narracji w Pulp Fiction, czyli przeskakiwanie z historii jednej postaci, do historii drugiej, a potem powracanie do pierwszej, a przy okazji mieszanie w czasie i zostawianie niedokończonych wątków. Wiecie... lubię Pulp Fiction, więc, choć ten sposób opowiadania wydaje się głupi, to sprawdza się doskonale, a postaci, jakimi przyjdzie nam kierować są po prostu świetnie opisane. Dobrze sprawdzają się tu fani Jacketa, czy też Richter (znany z pierwszego HM). Zapomnijcie o świetności historii "jedynki". Wrong Number robi to 100 razy lepiej.
Gra została stworzona na tym samym silniku (w oparciu o Game Maker 7), więc i samych zmian w gameplay'u nie doswiadczymy. Nadal jesteśmy zmuszeni zabijać innych na różne sposoby, a przy okazji samemu nie dać się zabić, choć śmierć jest tutaj na porządku dziennym. Zabijać możemy korzystając z wszelkiej maści broni białej, wielu pistoletów i karabinów, z małą domieszką broni miotanej. Jednak znakiem rozpoznawczym obu gier sa maski. Do wyboru mamy maski różnych zwierząt. Każda z nich daje nam jakąś specjalność np. zabijanie gołymi pięściami, czy też możliwość dzierżenia dwóch karabinów na start. Jednak to nie zawsze wystarczy, dalej giniemy bardzo dużo. Wrogowie nie zawsze chodzą szlakami, a to sprowadza się często do sytuacji, gdzie nagle musimy zakrywać się ścianami, być szybcy, a przy okazji mieć oczy dookoła głowy. Właśnie tu tkwi problem, bo cała gra rozgrywa się (w przeciwieństwie do klaustrofobicznej HM1) głównie na otwartych przestrzeniach. Przez to wrogowie widzą nas nawet, gdy my ich niekoniecznie. Jest to bardzo frustrujące, ale nie w sposób w jaki Dennaton Games sobie tego życzyło.
Hotline Miami 2 wprowadza jeszcze wiele zmian. Zauważyć od razu można, że z masek nie korzystamy prawie w ogóle, a jeśli już tak, to z ich niewielkiej ilości, gdyż ich liczba została zmniejszona do około 10 (początkowo około 30). Na szczęście sterujemy wieloma bohaterami, więc jest to rekompensata. Kolejnym faktem jest to, że gra jest trudniejsza. Mimo mojej platynki w Hotline Miami, ciężko mi było przyzwyczaić się do Wrong Number. Jest zauważalnie trudniej. Na dodatek możemy sobie włączyć Hard Mode, który odwraca nam poziom do góry nogami, daje więcej przeciwników (często tych trudniejszych) i uszczupla nasze zapasy amunicji. Niektóre misje stają się wtedy niemożliwymi (na pierwszy rzut oka) do przejścia.
Wizualnie gra prawie w ogóle nie różni się od poprzedniczki. Nadal rozgrywkę obserwujemy z izometrycznego i nadal wszystko jest stylizowane na 16-bitową gierkę na SNESa, czyli nawiązuje do późnych lat 80.. Kolorystyka również się nie zmieniła. Zwykle padamy ofiarą ostrych barw z dużym naciskiem na kolor czerwony. Brutalne finishery równiez nadal dają radę. Dodano za to kolizję z ruchomymi obiektami, jak wieszaki w sklepach, albo piłki do koszykówki (no i odcięte głowy). Dodatkowo w grze możemy ujrzeć więcej animacji śmierci i tekstur martwych ciał. Cała gra chodzi na Vicie 60 klatkach, ale to chyba wiadome.
Względem części pierwszej w audio zmieniło się sporo, również dlatego, że gra jest trudniejsza i zdarza się więcej zapierających dech w piersiach momentów. Zamiast psychodelicznej muzyki z filmów gore klasy C, uświadczymy więcej kawałków stylizowanych na filmy akcji z tamtych lat. Oczywiście zdarzają się również kawałki narkotyczne, które powoli, ale skutecznie wyżerają nas od środka, ale jest wieksza przewaga tych szybszych kawałków. Na pochwałę zasługuje mój faworyt, czyli "The Way Home", które grało podczas jednej z retrospekcyjnych misji. Soundtrack jest po prostu świetny i słucha się go dobrze nie tylko w grze (mam ten soundtrack na komputerze). W HM1 doznałem tylko dwóch utworów, które dobrze się słyszało poza grą.
Hotline Miami 2: Wrong Number mnie urzekło i jest chyba moim najlepszym zakupem tego roku. Po ograniu drugiej części tej narkotycznej serii, patrzę na pierwsze Hotline Miami (ocena 9/10), jak na prototyp tego, co miało zostać stworzone. Wrong Number zawiera więcej akcji, jest bardziej psychodeliczna, ma wiele lepszą fabułę i po prostu świetny soundtrack. Poleciłbym ją każdemu, kto ukończył Hotline Miami, chociaż możecie zacząć grać w "dwójkę" i bez tego (odwrotna kolejność dodaje pikanterii). Chcecie najlepszego indyka wszech czasów? 55.00 zł i jest wasz.
+ Fabuła bije na głowę przygody Jacketa
+ Sposób narracji podobny do tego z Pulp Fiction
+ 9 charyzmatycznych postaci
+ Soundtrack dodaje grze tempa
+ Gra jest bardziej psychodeliczna
+ Mamy tutaj więcej akcji
+ Jest wiele trudniej
+ Hard Mode
- Wrogowie widzą nas, gdy my ich niekoniecznie
- Straciliśmy dostęp do wielu masek
Ocena:
0 komentarze:
Prześlij komentarz