czwartek, 14 maja 2015
To i owo o Murasaki Baby
Po ograniu Race The Sun (do którego nadal chętnie wracam) wziąłem się za dwie gry: Unfinished Swan i Murasaki Baby. Właśnie dzień temu ukończyłem tą drugą produkcję. Ukończyłem na 100% i chciałbym o niej zapomnieć, bo "dzieło" Ovosonico nawet tych swoich 40.00 złotych nie jest warte. Tak jak MonsterBag, jest to gra dla dzieci, ale nie dla dzieci.
Murasaki Baby stara się nam opowiedzieć historię dziewczynki, która po przebudzeniu samotnie opuszcza swój bezpieczny pokój, by udać się na poszukiwania swojej mamy. Jednak jest ona co chwilę nawiedzana przez dzieci, które dotknął smutny los. Dziewczynka widząc to stara się im pomóc, gdyż wie, że dzieci doprowadzą ją do swojej ukochanej rodzicielki. Cała ta historia jest dość smutna i krótka. Dzieci, którym pomaga zniekształcona protagonistka, są godne współczucia, bo np. jeden został zjedzony przez królika, drugi dla przykładu zmienia się w zdeformowaną ośmiornicę. Historia nieciekawa dla nieletnich mimo, że gra wygląda na stworzoną dla urwipołciów. Trochę jak przy MonsterBag.
Rozgrywka opiera się na przemierzaniu różnych terenów w poszukiwaniu matki i dzieci. Wszystko tak naprawdę polega na wykorzystywaniu flagowych funkcji Vity takich jak akcelerometr, ekran i panel dotykowy itd.. Samą dziewczynkę prowadzimy jak za rękę dotykając palcem ekranu. Oprócz samego chodzenia, często będziemy musieli używać specjalnych zdolności, które otrzymujemy i tracimy razem z postępem. Takie zdolności odwracają grawitację, zmieniają pogodę, czy też zasilają elektryczne platformy. To robimy z kolei za pomocą panelu dotykowego. Czasami też pojawiają się zagadki logiczne, ale jest to dziecinny poziom trudności.
Niestety całe to sterowanie nie jest jakoś specjalnie intuicyjne i często powoduje, że zamiast złapać balon dziewczynki, łapiemy jej rękę i zmieniamy przypadkowo kierunek. Czasami konsola w ogóle nie łapie naszych ruchów. Kolejną sprawą jest długość gry. Ukończyłem ją w 3 godziny. Najgorsze jest to, że po ukończeniu gry, nie ma już co tak naprawdę robić. Trofea wszystkie zdobyte, a gra nie jest tak fajna, by ją odpalać ponownie.
Warto też wspomnieć o dziwnej oprawie audiowizualnej. Często padamy ofiarą dziwnych czarnobiałych, ponurych obrazów i psychodelicznej muzyki. Niektóre (jak królik) faktycznie nie są odpowiednie dla młodszych odbiorców. Oprócz tego często jesteśmy świadkami dziwnych głosów różnych postaci.
Murasaki Baby to nie jest gra dla dzieci, nieważne jak się na to patrzy. Z kolei osobnikom dorosłym w ogóle się nie spodoba ze względu na swoją długość i trudność zagadek logicznych. To jest gra specyficzna, choć nawet miłośnicy psychodelii (tacy jak ja) nie pokochają tej gry. Jestem tego pewien.
0 komentarze:
Prześlij komentarz